Ponad 400 osób zostało rannych, w tym 14 ciężko, w czasie trwających od soboty we Francji protestów „żółtych kamizelek” – poinformował w niedzielę minister spraw wewnętrznych Christophe Castaner. Demonstranci wyrażali swój gniew przeciwko rosnącym cenom paliwa.
W sobotę grupy „żółtych kamizelek” zablokowały ronda, główne autostrady i arterie komunikacyjne. Zdarzały się przypadki, gdy niektórzy kierowcy stawiali czoła demonstrantom.
Według najnowszych danych dziś rano tworzone przez protestujących blokady utrzymywały się we wszystkich regionach Francji z wyjątkiem okolic stolicy. Zagrodzone były wjazdy do kilku rafinerii i dostęp do niektórych supermarketów. Dostęp do centrów miast będzie mocno utrudniony, a ruch samochodowy został znacznie spowolniony. W kilku miejscach zapory przy bramkach opłat na autostradach usunęła policja.
Prezydent Emmanuel Macron twierdzi, że wzrost cen oleju napędowego, wynikający z tak zwanej taksy węglowej, ma być narzędziem używanym w ramach polityki ochrony środowiska.
Panuje jednak przekonanie, że to propaganda, a podniesienie cen paliwa ma przede wszystkim zwiększyć wpływy do kasy państwa, bo już wiadomo, że tylko kilka procent z tego dochodu ma być przeznaczone na cele związane z ekologią. Nie jest też prawdą, że podwyższenie cen oleju napędowego i opałowego zmusi ludzi do pozbycia się samochodów oraz do zmiany sposobu ogrzewania domów. Podwyżki te odbierane są jako kolejny podatek który spowoduję obniżenie poziomu życia, zwłaszcza dla najuboższych.
Premier Édouard Philippe w niedzielnym wywiadzie dla telewizji France 2 zadeklarował, że rząd nie wycofa się z obecnego kursu. Skrytykował także przemoc , która pojawiła się podczas weekendowych blokad.
Sondaż opublikowany w niedzielnym dzienniku „Journal du Dimanche” wskazał, że popularność prezydenta Emmanuela Macrona spadła o kolejne cztery punkty procentowe, do 25 procent.